Dzień jak co dzień. Ot, zaparkowałam
sobie na płatnym parkingu pod uczelnią, załatwiłam, co miałam do
załatwienia i kłusem pognałam z powrotem do samochodu. Podjechałam
grzecznie pod punkt poboru opłat, wysiadłam z samochodu (wypadałoby
w końcu naprawić szybę) i podałam Miłej Pani bilecik parkingowy
razem z banknotem stu złotowym. Błąd. Ja go dopiero wyjmowałam z
portfela, kiedy usłyszałam stanowcze:
Odrobinę zbita z tropu,
odpowiedziałam, że ja w chwili obecnej nie posiadam już żadnych
drobnych, co wywołało przemianę Miłej Pani z Panią z Piekła
Rodem. Usłyszałam litanię żalów na temat okropnych kierowców,
którzy płacą samymi stuzłotówkami.
- BO WY WSZYSCY CHCECIE ROZMIENIĆ
PIENIĄDZE
No masz, rozgryzła mnie. Faktycznie
chciałam. Ale wbrew temu, co mówił wzrok Pani z Piekła Rodem, nie
po to, aby dostawać wielokrotnego orgazmu od tarzania się w
bilonie. Nie, moje powody były bardziej prozaiczne. Miałam bowiem w
perspektywie: opłatę za parkowanie w śródmieściu (1,50 zł za
godzinę, płatne jedynie monetami, a automat nie wydaje reszty),
opłatę za parkowanie pod biblioteką (0,50 zł za 20 minut, automat
nie wydaje reszty), szatnię płatną w bibliotece (2 zł w
konkretnej monecie, na szczęście jest to kaucja zwrotna), płatny
parking w galerii handlowej (0,50 zł za godzinę, chyba, że
wyrobiłabym się w trakcie darmowego czasu), zakupy w Biedronce
(23,70 zł – oczywiście Kasjerka prosi zawsze o końcówkę), kawę
w pracy (2 zł za kawę z automatu, płatne jedynie w bilonie,
automat nie wydaje reszty), umycie samochodu w myjni samoobsługowej
(2 z ł lub 5 zł płatne w jednej monecie, automat nie wydaje
reszty) oraz, o zgrozo, poodkurzanie samochodu (2 zł płatne w
jednej monecie, automat nie wydaje reszty, ani nie przyjmuje innych
monet). W związku z powyższymi planami nie mogłam sobie pozwolić
na całodzienne bieganie z banknotem stuzłotowym, gdyż albo
zwyczajnie nie mogłabym zapłacić za pewne usługi, albo by mnie
publicznie zlinczowano. Z tłumem gapiów i oklaskami. Dlatego też
uświadomiłam Panią z Piekła Rodem, iż tak właściwie to nie
jest mój problem, że nie ma z czego wydać.
- TO JEST NIBY MÓJ PROBLEM? -
powiedziała wyraźnie wzburzona, a ja przytaknęłam. Bo taka jest
prawda, moi drodzy Kasjerzy i Miłe Panie. Żaden klient nie ma
obowiązku dawać Wam wszystkich swoich drobniaków, gdyż mogą mu
być w innym miejscu potrzebne. Trochę zrozumienia. Bo dziwnym
trafem bankomaty mają zwyczaj wypłacać kwoty w banknotach po 50 i
100 zł i gdzieś te pieniądze trzeba rozmienić.
I żeby nie było – zawsze, kiedy
wiem, że mogę sobie pozwolić na płacenie drobnymi, robię to.
Narażając się na pomruki niezadowolenia odliczam groszówki, aby
dać zgodne. Z narażeniem życia nie raz szperałam w najdalszych
otchłaniach torebki, w poszukiwaniu chociaż tych 50 groszy, które
mogłyby uratować życie i zdrowie Kasjerki. Wszystko po to, aby
potem na Piekielnych czy Yafudzie znaleźć kolejne utyskiwania
biednych kasjerek, którym to niedobrzy klienci płacą w samych
setkach. Na takie bóle proponuję dwa rozwiązania. Po pierwsze:
zbudujmy bankomaty, które będą wypłacały pensję w bilonie,
najlepiej po dziesięć groszy. Nie wiem jak duży taki bankomat
musiałby być, aby obskoczyć wszystkich chętnych na bilon, ale
cóż, liczy się posiadanie drobnych. Po drugie: zgłośmy
obywatelski projekt ustawy o likwidację pieniędzy w banknotach.
Zostawmy sobie sam bilon. Przy czym mam nieodparte wrażenie, że
wówczas Kasjerki i Miłe Panie z utęsknieniem błagałyby o
jakiekolwiek banknoty.
Tak sobie to czytam i z rozrzewnieniem przypominam czasy, kiedy pracowałam w hotelu. Jako, że byłam zawsze sama na zmianie, a ludzie często i gęsto sypali "grubymi", to po pewnym czasie zostawałam sama, miałam w kasie kilka dwusetek i żadnej możliwości, żeby polecieć je gdzieś rozmienić... Mało tego - nawet kiedy zaszłam do restauracji obok, oni też nie mieli zazwyczaj jak rozmienić mi banknotów... Dlatego też czasami potrafię zrozumień żal i zdenerwowanie pań kasjerek, którym brak sił na tłumaczenie dlaczego nie mają drobnych i nie mają jak wydać reszty.
OdpowiedzUsuńCo do bankomatów, to tutaj w Niemczech bankomaty wydają bardzo fajnie - jeden konkretniejszy banknot, a reszta w drobniejszych, np. wypłacając 100 Euro, dostaję banknoty: 50, 20, 10, 10, 5, 5 :) Świetny pomysł i przynajmniej nie muszę się martwić o rozmienianie :D
Rzadko kiedy można się spotkać z sytuacją, kiedy osoba zza kasy pogardzi drobnymi monetami. Nam nie są zbytnio potrzebne, a w sklepach szybko się kończą - po dłuższym stażu rozumiem zdenerwowanie tych pań.
OdpowiedzUsuń